Śnieg za oknem, mroźna zima,
Żywej duszy nigdzie ni ma.
Czy przy piecu, czy pod kocem
Każdy spędza chłodne noce.
Ale cóż to? Co za dziwy?
Po ulicy prze ktoś żywy!
Mimo tak wielkiego chłodu,
Owa postać mknie do przodu!
Żywej duszy nigdzie ni ma.
Czy przy piecu, czy pod kocem
Każdy spędza chłodne noce.
Ale cóż to? Co za dziwy?
Po ulicy prze ktoś żywy!
Mimo tak wielkiego chłodu,
Owa postać mknie do przodu!
Wielkie buty, broda siwa,
Wór tak ciężki, aż nim kiwa.
Dyszy mocno lecz nie zwleka,
Bo prezentów każdy czeka.
Z ciepłych domów i przez szybę,
Wszyscy patrzą nań z podziwem.
Nagle dziwnie zwolnił kroku,
By wykrzyczeć coś w amoku.
Wór tak ciężki, aż nim kiwa.
Dyszy mocno lecz nie zwleka,
Bo prezentów każdy czeka.
Z ciepłych domów i przez szybę,
Wszyscy patrzą nań z podziwem.
Nagle dziwnie zwolnił kroku,
By wykrzyczeć coś w amoku.
„Smutną wieść Wam dzisiaj niosę,
Tak naprawdę świąt nie znoszę!
Zapierdalam w taki wicher,
Ty zaś w domu cieszysz michę.
Wciąż się pytasz o prezenty,
A ja stoję tu zziębnięty.
Oczekuje ludzi mrowie,
Mając w chuju moje zdrowie.
Już wkurwiony takim stanem,
Mam w tym roku wyjebane.
Pójdę się najebać chuje,
Wam zaś święta odwołuję. ”
Tak naprawdę świąt nie znoszę!
Zapierdalam w taki wicher,
Ty zaś w domu cieszysz michę.
Wciąż się pytasz o prezenty,
A ja stoję tu zziębnięty.
Oczekuje ludzi mrowie,
Mając w chuju moje zdrowie.
Już wkurwiony takim stanem,
Mam w tym roku wyjebane.
Pójdę się najebać chuje,
Wam zaś święta odwołuję. ”
Zaraz ruszył w wielki świat,
Aby obrać wódki szlak.
Po dziś dzień się kłamstwo sieje,
Że Mikołaj nie istnieje.
Aby obrać wódki szlak.
Po dziś dzień się kłamstwo sieje,
Że Mikołaj nie istnieje.